jakich próżno szukać w gniotach typu "Królestwo niebieskie". Scena wyznania miłości pod dwoma zmasakrowanymi trupami powala. Ale jedna rzecz straszliwie mi sie nie podobała. Mówię o postaci McGyvera Śregniowiecza, który w jedną noc buduje olbrzymią u skomplikowaną machinę oblężniczą, albo będąc rannym, na szybko w wirze walki, przy pomocy prochu i włóczni konstruuje średniowieczną rakietę. Zepsuł mi trochę całość. Ale i tak jest świetnie.