Jestem fanem Pratchetta. Świeżo po filmie i… książce.
Niezmiennie twierdzę, że Świata Dysku nie można dobrze zekranizować… jego piękno (czasem przewrotne i oparte na brzydocie) może istnieć tylko jeśli przekazuje je sam Terry. Narracja, błyskotliwe dialogi, bogaty świat wewnętrzny głównych bohaterów… na tym polega wyjątkowość Świata dysku.
Jeśli chodzi o samo „Piekło pocztowe”… cóż barwne postacie, dobrze oddany świat… niestety wszystko to traci w moim odczuciu przez kompletnie zmieniony główny wątek: nie jesteśmy świadkami (jak miało to miejsce w książce) mistycznej przemiany Moista w Poczmistrza… Obserwujemy jedynie jego „nawrócenie” (Opowieść wigilijna?;-) a na tym wg mnie historia sporo traci. Sama Poczta (specjalnie wielką literą) traci tu wiele z książkowego sacrum… Oczekiwał bym też więcej humoru: przy książce (tylko pierwszy tom) zdarzyło mi się 4 razy na głos smiać.
Fajnie zobaczyć na ekranie to co Terry próbował pokazać słowami… ale cóż, jak dla mnie cały czas Świat Dysku powinien pozostać książką…